piątek, 17 lipca 2015

Tygodniowe intensywne warsztaty teatralne - Gdańsk :)

WARSZTATY TEATRALNE!


Fot. Piotr Filonowicz
Na scenie prawdopodobnie podczas gry "Freeze" Agata, Kajetan i ja oraz ci, którzy nas pewnie zaraz zmienią. :)


Witam Was po długiej nieobecności. Byłam tam i tu. A właściwie tam. W Gdańsku. Wróciłam po roku. Do trochę innego miejsca, innych, nowych ludzi. Ale zacznijmy od początku.

 
Rok temu przyjechałam do Gdańska na warsztaty teatralne warszawskiej Akademii Sztuki i Kultury (ASiK) Piotra Filonowicza. Wtedy traktowałam je jak moje "być albo nie być" (oj, zajechało Szekpirem, ale o nim później) w tej pasji. Miałam długą przerwę w graniu. Całe trzy lata gimnazjum (tak, gimnazjum jest złe!).
 

Rok temu zajęcia, które do łatwych nie należą, mnie totalnie oczarowały. Improwizacje sceniczne, ruchowe, budowanie roli, ogromna nauka współpracy, zaufania i przełamywania wstydu. Czas, w którym czułam się, jak ryba w wodzie. Właśnie tamtego roku narodziła się idea naszego kółka teatralnego. Entuzjazm i energia zostały ze mną bardzo długo i dały mi naprawdę wiele. Pewnie przede wszystkim to, że zrozumiałam "BEZ TEGO NIE MOGĘ ŻYĆ!".
 
 
I CO TERAZ?
 
Oczywiste było dla mnie powrócić następnego lata. Do zupełnie nowych, nieznanych ludzi (oczywiście poza Piotrem). To dało chyba sporo energii, bo uczyliśmy się partnerów od nowa. I siebie. Mogę śmiało powiedzieć, że znowu czegoś się o sobie dowiedziałam i nauczyłam. Mogę poczuć ból, ulgę, żywioł czy zbudować rolę w taki sposób, którego nikt się nie spodziewa (i tu nie powiem, co mam na myśli).
 
Ale ważna jest też dla mnie improwizacja, którą pokochałam rok temu (pewnie ze względu na jakieś zacięcie komediowe). Impro to taka sprawa, której nikt nie może przewidzieć i czasami sami aktorzy nie zdają sobie sprawy z ukrytych elementów swojej gry, a jednak publiczność to wychwyci.
Właśnie! Obserwacja innych wzbogaca jak jasna cholera! Zdarzyło mi się, że postać poprawiałam dwa razy tak, żeby w odbiorze była jak najlepiej czytelna w momencie, kiedy jest jeszcze solo i zaznacza swój charakter i przestrzeń. Przedstawia się ciałem.
 
Pojawiło się też coś nowego, czego rok temu nie doświadczyłam - IMPRO W MIEŚCIE! Na podbój Gdańska ruszyłam z początkowym niepokojem w głowie. Nigdy wcześniej nie grałam (jakkolwiek) na ulicy w godzinach szczytu. Nie spodziewałam się tej energii, której zastrzyk dostałam z pierwszym zadaniem. Obrazy w środku miasta - "Zagrajcie kopalnie soli... zachwyt... polowanie...". Później żywy obraz - wymyślone ognisko z prawdziwym ulicznym grajkiem czy ćwiczenia grupowe a' la Chodakowska. No i wspomniany Szekspir (i prawdziwe ukłony dla Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego za taką pozytywną energię i chwilowe interakcje)! Bunt "jak to tylko role męskie?!" i czytanie kwestii z "Wesołych Kumoszek z Windsoru". :)
 
Fot. Piotr Filonowicz
W towarzystwie pani z czachą z kochaną Jowitą i wspaniałą Zuzą czytamy role pani Ford, pani Page i pana Forda.
(Tak, ta ruda z odrostami, której zdjęcie jest też wyżej i ma tu dziwny nos to ja...)
 
 
Ludzie w grupie są różnym wieku. Od kilkunastolatków wzwyż. I w niczym to nie przeszkadza, a nawet rozwija. W tym roku tym bardziej, bo dawaliśmy sobie wszyscy naprawdę wiele energii, uśmiechu, śmiechu i cennych uwag. Nikt nie wstydził się grać, wydobywać emocji i bycia szczerym. To zasługa prowadzącego. Piotr wprowadza swobodę. Nie wiem, jak nazwać to inaczej.
 
Dobra energia (jak często tu używam tego słowa...) zostanie z nami naprawdę długo. Kiedy przyszedł czas wracać, mieliśmy poczucie, że to nie koniec i jeszcze kilka dni będziemy przychodzić do NCK na Korzennej i pracować, dobrze się bawiąc.
 
 
Później podzielę się jeszcze recenzją "Portretu Damy" w Teatrze "Wybrzeże". W piątkę poszliśmy, zobaczyliśmy, bardzo się dziwiliśmy. Ale o tym później!
 
~ Stefa



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz