poniedziałek, 4 września 2017

Czego nauczył mnie pierwszy rok studiów?

Podobno pierwszy rok studiów jest tym najcięższym i najbardziej wymagającym dla studenta. Troszkę bzdura. Spokojnie można było przez ten czas przejść trzymając w jednej ręce piwo, w drugiej gasnącego papierosa. Ale nie o tym. Może by i było inaczej gdybym studiowała medycynę, inżynierię czy jakiś inny kierunek, który ma za zadanie wyrżnąć połową studentów z kierunku o ścianę, a zwłoki schować za murami zakładu terapii? Może.

Mój kierunek jest wymagający. Nie oszukujmy się. Studiując prawo podatkowe, musisz mieć w głowie wszystkie gałęzie prawa, być obcykany w tej najbliższej twemu sercu, czyli w podatkach, a dodatkowo mieć trochę oleju odnośnie podstaw ekonomii, rachunkowości i innych takich.

A to wszystko jest pięknie sprawdzane dwa razy do roku przez rzeszę lepszych ludzi od Ciebie pod każdym względem, z doświadczeniem, z wiedzą, którą powtarzają tysiące razy na wykładach i ćwiczeniach. Siedzisz w tych ławkach jak osioł, zapisujesz to, co Ci powiedzą i katujesz to przez tydzień przed egzaminem. Ale to wszystko.

Czego tak naprawdę się nauczyłam?
http://www.spidersweb.pl/wp-content/uploads/2013/08/ksi%C4%85%C5%BCki.jpg



1. Przestałam martwić się sesją, którą każdy mnie straszył, gdy wychodziłam z liceum

Nie było chyba studenta, który by mnie nie straszył sesją. Straszyli, grozili, śmiali się, że zobaczę, że to nie przelewki żadne, jak te twoje sprawdzianiki z filozofii i polskiego. Wypominali przyrodę, kółko teatralne, przygotowania do olimpiady filozoficznej, że niby będzie tysiąc razy gorzej, że nikt się mną nie zainteresuje, każdy obleje, moje prace nie będą sprawdzane, tylko wrzucane na stos prac najbardziej zjebanych ludzi, ojej! Historii tyle co studentów.

2. Zainteresowałam się jogą, odkrywszy że fitness nie jest moją mocną stroną

To przez co musiała przechodzić moja grupa WF z pewnością było straszne. Na fitnesie byłam raz i najprawdopodobniej nie zagoszczę na nim już nigdy w życiu. Wszyscy w prawo, ja w lewo, brak ogarnięcia, potykanie się o każdego, kto znalazł się blisko moich stóp i rąk.

Za to elementy jogi przemówiły do mnie ogromnie.  Choć też nie wszystkie mi wychodziły (i nadal nie wychodzą). Po wyjściu z sali, mój skrzywiony kręgosłup krzyczał "dziękuję!", mogłam chodzić wyprostowana, czułam swoje ciało, trochę czułam się jak baletnica, która miała przed chwilą niezły pokaz, chociaż mogę się założyć, że byłam najmniej giętka w całym tym  babińcu.

Jogo, polubiłam Cię.

3. W końcu zaczęłam oglądać filmy, a nawet o nich mówić.

Strzelcie mnie w łeb,  ale jak obejrzałam film raz w tygodniu, to był to cud! Ale dzięki temu, że zapisałam się na koło naukowe, które zajmowało się sztuką filmową, a konkretnie filmami o tematyce prawnej, nauczyłam się interpretować obraz filmowy. Poznałam wiele wspaniałych dzieł, ludzi, miałam okazję rozmawiać z profesorami. Wspaniałe przeżycie!

4. Oddaję książki na czas.

Co tu wiele pisać...Osoby, które nie oddały książki na czas, wiedzą czym to grozi. Portfele będą Wam wdzięczne, jeśli się o nie zatroszczycie.



 Paulina Pałasz

1 komentarz: