piątek, 3 czerwca 2016

"Poezja wyobrażeń, a nie proza życia" - o Agnieszce Osieckiej


Mało kto nie słyszał jej nazwiska. Nawet średnio zorientowani w sprawie coś kojarzą, coś im dzwoni, choć pewnie nie zawsze gra. Jedna z najciekawszych postaci z kręgu znanych polskich artystów. Dla mnie jeden z najlepszych przykładów tego, że powtarzamy błędy swoich rodziców i te, których teoretycznie chce się uniknąć...


Źródło: domena publiczna

O niej i o Hłasce pisała Paula. Ale cóż - Marek był tylko jednym z wielu jej zauroczeń...




"Poezja wyobrażeń, a nie proza życia" 

Źródło: domena publiczna

Stwórzmy sobie swoistą metryczkę:

Imię i nazwisko: AGNIESZKA OSIECKA
Data urodzenia: 9 października 1936
Data śmierci: 7 marca 1997
Wszystko w Warszawie...
Rodzice: Maria Osiecka zd. Sztechman i Wiktor Osiecki
Małżeństwa: 1. Wojciech Frykowski
2. Wojciech Jesionka
Narzeczeństwo: w sumie co najmniej pięciokrotne z wliczeniem przyjęcia oświadczyn (jednodniowych) przez przypadkowego mężczyznę na pewnym wyjeździe (mogłam o czymś zapomnieć)
Inne związki: trochę było
Dzieci: Agata Passent
Zawód: tekściarka (jak o sobie mówiła), ogólnie rzecz biorąc artystka
Zawody miłosne: liczne
Cele życiowe: mieć życie wyjątkowe (z nakazu ojca), znaleźć miłość i przyjaźń absolutną
Cechy charakterystyczne: koński ogon, Saska Kępa i miłość do ludzi


Dzieciństwo bez miłości


Zacznijmy od początku. Ojciec naszej bohaterki, pianista, to postać swego rodzaju tyrana. Swoją córkę trzymał pod kloszem. Czytanie gazet, spotykanie się z rówieśnikami, poznawanie historii, kuchnia - ZAKAZANE! Jego córka musiała być wyjątkowa, bo albo się jest takim, albo nikim.
Agnieszka kiedyś zanotowała w pamiętniku:

"Przyjdzie on, wielki, opisywany w gazetach, "grywany" w radio, mający swoją orkiestrę, dumny kompozytor, artysta z talentem i bez chęci, władca, człowiek pieniądza, kochający do szaleństwa ojciec, u którego miłość zamienia się w tyranię i piekielną zazdrość, i zacznie się... Za piętnaście minut... Piekło na ziemi."


Cały ten dom był odrealniony. Oderwany od prawdziwego świata.
Do matki dopiero tak naprawdę zbliżyła się po zdradzie ojca. Ten miał romans z pewną aktorką, do której jakimś cudem potrafił mówić uniżonym głosem. I zniknął w ten sposób raz na zawsze z jej życia. Matka została. Osieckie mieszkały razem niemal przez całe życie. Prawie do końca, bo Maria zmarła tylko trzy lata przed samą Agnieszką...

Agnieszka Osiecka w Gdańsku w latach 50.

Źródło: domena publiczna


"Odloty nagłe..."



Choć nie mogła ojcu wybaczyć tego, że zostawił matkę i ją, sama w życiu zostawiła niejednego zakochanego mężczyznę, również Passenta... u którego została córka. Nie akceptowała siebie stagnacji rodzinnej, rutynie domu. Ciągle chciała poznawać, być zaskakiwaną przez życie. Ten cytat z książki Uli Ryciak pt. "Potargana w miłości. O Agnieszce Osieckiej" opisuje ją chyba idealnie: 
"Przez większość życia zakochiwała się z prędkością światła i odkochiwała z prędkością dźwięku". Czy, jak powiedziała Zuzanna Łapicka, Osiecka "chciała gonić króliczka, ale niekoniecznie go złapać".
Osiecka z córką
Źródło: domena publiczna





Jej córka, podobnie jak zresztą Agnieszka przed laty, nie mogła się pogodzić z sytuacją. Uważała, że Osiecka skrzywdziła Passenta i ją. Jednak te dwa przypadki różni jedno: Agnieszka nie zniknęła z życia Agaty tak, jak Wiktor Osiecki.
Od lewej: Maryla Rodowicz oraz Agnieszka Osiecka, Daniel Passent z ich małą córeczką Agatą
Źródło: domena publiczna



Konsekwencją takiego losu małżeństwa jej rodziców było to, że obiecała sobie: "Nigdy nie będę się męczyć". Kiedy tylko czuła, że w związku nie ma już płomienia, opadł kurz i nie pachnie nowością, uciekała. Tak było też z Przyborą czy właśnie Passentem.


Jeremi Przybora
Źródło: domena publiczna

Ciężko jednoznacznie powiedzieć, kiedy była to miłość, a kiedy zauroczenie. Na pewno nam z zewnątrz. O Hłasce później tak powiedziała:
"Przecież gdybym była wtedy naprawdę bardzo zakochana, to on kompletnie by mi złamał serce.",

a po latach stwierdziła, że nawet, gdyby się pobrali, to na pewno by się rozwiedli. Z dedykacją dla ojca i Hłaski napisała utwór pt. "Konieczny".

Mężczyzn podobnych w życiu do niego nazywano "hłaskoidami".
Źródło: domena publiczna



Często wybierała łobuzów. Była doskonałym przykładem tego, że człowiek nie uczy się na błędach. Niesamowite było jednak to, że bardzo dobrze zwała sobie z tego sprawę. W ogóle była człowiekiem, który diagnozował samego siebie wprost i trafnie - że nie powtarza stare błędy, że wie o swoim alkoholizmie...

"Bo to nieważne, czy się pochłania hektolitry wódki czy sączy się kropelkę. Ważne, że ta kropelka jest niezbędna. Tak w każdym razie widzi to Joanna Clark, uczona osoba."



Agnieszka "Małgośką"...





Chyba każdy z Was kojarzy "Małgośkę". Otóż i Osiecką raniono. Pod koniec lat 80. myślała już, że wyjdzie za mąż trzeci raz. Że zostanie panią Kott, w Ameryce. Kupiła sobie biały kostium i biały kapelusz, a przyjaciółka Hanna Bakuła zakupiła jej w prezencie białą bieliznę. Dowiedziała się, że Kott się żeni, ale... nie z nią! Tak po 16 latach tekst "Małgośki" się ziścił tyle, że nie do końca na Saskiej Kępie, tylko na Manhattanie.



"Dzień wart jest dnia..."

Jako artystka wciąż eksperymentowała. Napisała 2000 piosenek (niektóre stworzone na serwetkach), wiele wierszy, opowiadania, kilka dramatów (najbardziej uznany i nieliczny w takim gronie to "Niech no tylko zakwitną jabłonie") czy recenzje. Była na reżyserii na filmówce. Jednak reżyserowanie, zarządzanie innymi nie było dla niej. Jak to na nią przystało, zdała sobie z tego sprawę. 

Współpracowała z wieloma artystami z różnych dziedzin kultury: Jędrusik, Rodowicz, Janda, Umer, Wajda, Krajewski, Geppert, Konieczny, Szałapak, kompozytorami i aktorami z STS-u, od którego zaczęła czy wielu innych. Promowała, pomagała wielu wypłynąć. To dzięki niej zadebiutowała w jej programie Anna Maria Jopek. 

Słynny pokój na Saskiej Kępie
Źródło: domena publiczna


Była znakomitą specjalistką ws. kwestii swojego wizerunku i twórczości. Gdyby żyła dalej, na pewno obecnie nie byłby jej potrzebny żaden menedżer. Umiała zadbać o to, by jej piosenki trafiały na festiwale czy o to, by się dobrze zaprezentować. Nie interesowała się jednak za grosz modą. Za to zagłębiała się w ludzi. W ich historie, uwielbiała ich słuchać. Potrzebowała rozmów, jednak wcale nie przytłaczała nikogo swoimi problemami. Nawet wtedy, gdy chorowała na raka. Tylko wąskie grono wiedziało, co się naprawdę dzieje, m.in. jej ostatnia miłość i przyjaciel André Hübner-Ochodlo. Sama bała się starości. Obawiała się też dojrzałości. Ciągle nosiła koński ogon...

A jakie były jej ostatnie słowa przed utratą przytomności? 

"DO DUPY!"

Mówiła: "Nie umierać!", a zapytana o przemijanie: "Jestem przeciw!". Była dobra dla ludzi. Nie traktowała z góry tych, którym się nie powiodło, mieli mniej. Po zmianie ustroju stwierdzi:

"Cieszę się z wolności ducha i słowa, która nas unosi, podziwiam ludzi, którzy to dla nas wywalczyli (bo ja stałam z boku, właściwie - wlokłam się w ogonie). Ale boję się ekonomii. Najbardziej przejmujący obrazem nowej rzeczywistości jest widok "dojadaczy" w barach i ludzi grzebiących w śmietnikach. Emocję dyskusji politycznych nic mnie nie obchodzą [...]. Ale nie potrafię i nie chce zdystansować się od biedy."

Sama Agnieszka Osiecka była zawsze niezależna finansowo. We wszystkim wolna i właśnie niezależna. Nie zdawała sobie pewnie z tego sprawy, ale jej kobieca suwerenność była jedną
z pierwszych.

Osiecka była niezwykłą postacią. Wbrew pozorom skomplikowaną. Czytając jej biografię (czterystustronnicową!) zdążyłam zmienić o niej zdanie. Z początku stwierdziłam, że gdybym była jej znajomą, miałabym jej dość ze względu na ciągłe... zmiany w jej życiu. Jednak okazuje się, że z każdą stroną można ją zrozumieć coraz bardziej.

Jeśli będziecie mieli okazję, z całego serca polecam Wam jej biografię autorstwa Uli Ryciak - sama dostałam jako prezent od przyjaciół na "najdojrzalsze" urodziny. 

Jak napisała Agnieszka Osiecka:

"Przyjaciele moi i przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej "przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu". Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: "Przepraszam, musiałam pomylić adres...". I pstryk, iskierka gaśnie."


~ Stefa


Wpis powstał w dużej mierze na podstawie książek: Uli Ryciak "Potargana w miłości. O Agnieszce Osieckiej" i Małgorzaty Terleckiej - Reksnis "Soc Pop Post Portrety gwiazd", a także artykułu "Ich związek był pożarem we krwi" ze strony styl.pl.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz